Ciocia chciała koniecznie z jedwabiu. Ja tak szlachetnych przędzy nigdy nie kupowałam. Podałam link do sklepu netowego, a ciocia wybrała coś co się zwie "Taipur Silk Fino". Przyszło do mnie pocztą. Spodziewałam się większej koperty. Otworzyłam i ujrzałam dwa moteczki czegoś takiego lichego. Lichego, bo cienkiego i małe. No to pięknie ... sobie pomyślałam. Wtopiła ciotka kasę (bo to jest dość drogie) w jakieś dwa motki kordonka.
No nic. Może coś wyjdzie ... sobie pomyślałam.
Wybrałam dość nieskomplikowany ażurek, żeby nie zabrakło, żeby w ogóle coś udziergać.
Robiłam to bez przekonania, że kiedyś to będzie ładne. To co "wychodziło z drutów", wyglądało jak słabo "udziana", wyżęta szmata. Robiłam dalej, bo przecież się upierze, a potem zablokuje i a nuż nie będzie tak źle.
Bałam się, że zabraknie, a tu jeszcze odrobina została. Nie zrobiłam z całości, bo i szal wyszedł długi ok. 240 cm długości / 28 cm szerokości. Ciocia niewysoka, to żeby się nie wlókł to się ta delikatną przędzą fajnie omota :).
Szal wyszedł nawet, nawet. No mnie się podoba. I te 100% jedwabiu. Delikatny w dotyku. Jakby go tak zmiąć w kulkę to się w dwóch dłoniach zmieści.
o matulu... cudna mgiełka...
OdpowiedzUsuńOla... piękny...
OdpowiedzUsuńJa też pomyślałam "ale mgiełka". Śliczna, zwiewna.
OdpowiedzUsuńToż to mistrzostwo świata! Delikatna jak obłoczek. Ja nie potrafię dziać na drutach, podziwiam tym bardziej. Wzdycham z zachwytu.
OdpowiedzUsuńWłaścicielka zadowolona, więc ja także :).
Usuń